Nasza strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

www.takatam.beskidy24.pl

portrait

Nawigacja

Aneta » reportaże »

Data: 20 maja 2009

…gór mi mało i trzeba mi więcej…

Poczułam wielką potrzebę przejścia kolejnej, obranej trasy. Zdobycia wytyczonego celu, jakim była Rysianka 1322 m. n.p.m.. Chciałam wędrować poprzez kolejne szczyty Beskidu Żywieckiego, z mapą, z kompasem, z plecakiem. Podążać z moimi aspiracjami, pragnieniami, wielką chęcią i młodzieńczym entuzjazmem, zapałem.

Jest dzień 16.02.2008, zimowy, chłodny i surowy. Dojeżdżam do Sopotni Wielkiej. Mój „maluszek” dzielnie się spisuje. Pokonuję z wielkim mozołem, kolejne śnieżne i lodowe przeszkody. Docieram na miejsce. Wysiadam. Rozglądam się. Oceniam sytuację. Dookoła mnóstwo lekkiego, białego, wręcz nieopisywalnego puchu. Ruszam.

Idę wolno. Brodząc w kilkunastocentymetrowym śniegu. Przecieram szlak. Najpierw ostatnie domostwa, potem strome podejścia, śliskie ścieżki, w górę, w dół, kolejne wzniesienie, pagórek, las. Urokliwy. Subtelny. Piękny.

Idę wolno. Jestem cała ośnieżona. Biały puch prószy mi w oczy. Glany zapadają się w śnieg. Kije dają oparcie. Plecak staje się, jakby coraz cięższy. Trudy szlaku, jego niedostępność zaczyna mi doskwierać. Gubię szlak. Czuję się nieporadna jak dziecko. Chwila grozy i przerażenia, by parę minut później móc odnaleźć i powrócić na właściwą drogę.

Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, słońce, śnieg, słonce, śnieg. Jakby tego było mało, zaczyna wiać silny wiatr, jest zamieć.

Wysiłek, trud trasy zaczyna przenikać się z uczuciem zwątpienia i niemocy. Sens drogi staje się coraz mniej oczywisty. Cel coraz bardziej odległy.

Staram się myśleć o czymś innym, o zielonej trawie, o śpiewie ptaków, o ciepłej herbacie i kawałku czekolady. Znowu góry uczą mnie doceniać i dziękować, za wszystko, co „tam” poniżej jest nazbyt oczywiste, takie zwyczajne. Z tymi myślami docieram na Romankę- 1366 m. n.p.m.

Znowu zaczyna się zawierucha. Zmiana koloru szlaku, Hala Łyśnikowska, walka z własnymi słabościami. Nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa, zmęczenie coraz większe. Upragniony cel coraz bliższy, jeszcze jeden pagórek, jedno wzniesienie i już, dostrzegam kontur schroniska.

Wzbudza się we mnie uczucie szczęścia, niepohamowanej radości, upragnionej wolności. Tak, jakże wspaniałe jest to uczucie mirażu bycia na szczycie, z dala od codziennych problemów.

Jestem sobą. Nikim ważnym, a jednocześnie najważniejszą w danej chwili. Spełniona. Wolna….

….Budzę się rano, obstawiona meblami. Cudowny sen odpływa gdzieś w niepamięć. Słucham kłótni z podwórza. Widzę smutną minę mojej siostry, zdenerwowanie na twarzy mamy. Co ja tu robię?! - chcę krzyczeć.

Zaraz, zaraz, czuję ból nóg i pleców, zmęczenie. Ten przypominający ból powoduje uśmiech na mej twarzy. Juz myślę tylko o powrocie w góry. Gdzie jestem sobą. Prawdziwa. Bez maski.

Bo góry wymagają szczerości i szacunku dla ich piękna i potęgi.

Beskidzkie góry, w nich jest wszystko, co kocham.

Aneta M.





Wszystkie prawa zastrzeżone Beskidy24.pl © 2009

Redesign i nadzór techniczny Cyber.pl © 2009